W wielu domach wciąż znaleźć można sprzęty, które pamiętają czasy PRL-u i nadal działają. Urządzenia produkowane współcześnie zazwyczaj nie mają już takiej żywotności. Podobnie jest z telefonami. Klasyczne "cegły" Nokii sprzed 20 lat potrafią być sprawne do dziś, natomiast gdy smartfon dociągnie do sędziwego wieku 4-5 lat i jeszcze się nie rozsypuje, jest to prawdziwy ewenement.
Zaletą tamtych starszych urządzeń była konstrukcja, która sprzyjała naprawom. Względnie łatwo było je rozebrać, wymienić wadliwą część i złożyć z powrotem tak, by niczego po drodze nie uszkodzić. Tyle że producentom to nie na rękę, bo przecież zamiast sprzedawać jeden telefon na 5 czy więcej lat, mogą go sprzedać co 2 lata, a nawet częściej. Skutkiem tego są kurczące się zasoby naszych portfeli i sterty elektrośmieci, z którymi nie do końca wiadomo, co robić. Nie dziwi więc, że w testach naprawialności, jakie przeprowadza regularnie iFixit, większość urządzeń nie wychodzi poza pierwszą połowę, a często nawet ćwiartkę skali. I nie zawsze powodem jest ich wyjątkowa, kompaktowa konstrukcja. Producent może przykładowo uniknąć klejenia na stałe podzespołów do płyty głównej czy korzystać z bardziej wytrzymałych materiałów, ale tego nie robi. Chlubnym wyjątkiem jest tu Surface Pro X, który naprawimy bez większego problemu (6/10), ale też i Surface Laptop 3, z którego wyciągnięcie dysku SSD jest całkiem proste.
A jak to wygląda w rodzinie Samsung Galaxy? Krótko mówiąc — jest słabo. Galaxy Note10+ jest praktycznie nienaprawialny (3/10), choć z drugiej strony zdał on ekstremalny test na wytrzymałość, dlatego jest bardzo możliwe, że w ogóle nie będziemy musieli go naprawiać. Teraz iFixit wziął też na warsztat Galaxy Z Flip, by zobaczyć, czy da się go naprawić bez uszkadzania czegokolwiek. Serwisanci zrobili też test z kurzem. Smartfon ma bowiem szczoteczki, które przy składaniu i rozkładaniu wykonują ruchy zamiatające, mając chronić go przed pyłem i innymi paprochami. No i niestety po demontażu okazało się, że w środku znajduje się nadal sporo kurzu, dlatego korzystanie z Samsung Galaxy Z Flip w warunkach dużego pylenia może nie być rozsądne. A jak wypada jego naprawialność? Siadaj, bardzo dobrze, mocne 2/10. W uzasadnieniu werdyktu iFixit podał następujące powody:
- Pojedynczy wkrętak Philips zajmie się wszystkimi śrubkami.
- Wiele komponentów jest modularnych i może być wymienionych niezależnie.
- Przyklejone panele szkła są niepotrzebną barierą wejściową dla napraw, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak ochrony IP.
- Wymiana baterii jest możliwa, ale niepotrzebnie utrudniona z uwagi na kiepski układ okablowania.
- Komponenty użyte w procesie składania będą prawdopodobnie zużywać się z upływem czasu, wymagając ewentualnej wymiany.
Inną, równie ciekawą kwestią jest wytrzymałość Galaxy Z Flip, który według Samsunga miał zaginać nie tylko ekran, ale i prawa fizyki. Jak zwykle okazało się, że marketingowe bajanie to jedno, a praktyka to drugie. Samsung wcale nie wymyślił elastycznego szkła, a mocniejszy nacisk paznokcia powoduje nieodwracalne szkody. Jak wspomniał iFixit, Z Flip nie ma ochrony w stopniu IP, więc trzeba obchodzić się z nim ostrożniej niż z przeciętnym smartfonem. Na jego plus wypada natomiast to, że w skali iFixit plasuje się o jedno oczko wyżej od swojej rywalki — Motoroli Razr.