Drastyczna, agresywna, szkodliwa - takimi słowami opisują szeroko zakrojoną działalność Microsoftu na rzecz oczyszczania sieci ze złośliwego oprogramowania jej przeciwnicy. Czy Gigant, walczący z cyberprzestępcami, nie posunął się za daleko?
Microsoft, uzyskawszy sądową możliwość kontrolowania pewnej liczby domen, rozpowszechniających malware, doprowadził do szeregu niechcianych skutków ubocznych. Choć działania te przyczyniły się do zatrzymania infekcji malwarem, część "uczciwych" domen została odcięta od sieci. Właśnie ten aspekt został skrytykowany przez specjalistów bezpieczeństwa. "To chwalebne, że Microsoft obstaje przy tak agresywnym stanowisku przeciwko malware i kryminalistom, jednak nie jest on utytułowaną policją internetową pod swoją własną jurysdykcją i powinniśmy ich o tym kolektywnie uświadomić, by zapobiec szkodzeniu innym firmom w przyszłości." - mówi Claudio Guarnieri, badacz tematyki bezpieczeństwa.
Microsoft w swoich działaniach skupił się na stronach, kontrolowanych przez dostawcę DNS, No-IP. Firma ubolewa, że zamiast uzgodnić szczegóły z nią, Microsoft udał się prosto do sądu. Choć jest niemal pewne, że z usług No-IP korzystali cyberprzestępcy (podobnie, jak z innych serwisów czy usług, oferujących anonimowość), firma sama mogą zająć się punktami newralgicznymi, bez pomocy Microsoftu i wyroków sądowych. Podobnego zdania jest Andreas Lindh, analityk bezpieczeństwa: "To szalone, gdy jedna korporacja orzeka o tym, czy inna korporacja wykonuje swoją pracę niewystarczająco dobrze i po prostu przejmuje i wyłącza usługi owej firmy."
Miliony Internautów odczuwają teraz skutki akcji przeciwko No-IP. Są to przede wszystkim użytkownicy, którzy wykorzystywali No-IP do działań zgodnych z prawem. Wygląda na to, że tym razem Gigant z Redmond mógł działać mniej radykalnie, mając przy okazji na uwadze także zwykłych użytkowników.
341f31d.png)