Już parę miesięcy temu wykazywano, że Zoom ma poważne problemy z prywatnością. Jeden z raportów dowiódł, że spotkania w Zoom nie posiadają szyfrowania end-to-end, mimo iż producent tak je reklamował. Zoom przeprosił za używanie tego nieadekwatnego terminu. Teraz producent wyjaśnia, dlaczego tak naprawdę nie szyfruje połączeń.
Przed paroma dniami Reuters informował, że Zoom nie będzie wspierał szyfrowania end-to-end dla darmowych klientów, twierdząc, że firma zostawia służbom furtkę umożliwiającą obserwowanie spotkań. Jak powiedział Alex Stamo, konsultant bezpieczeństwa Zoom, pełne szyfrowanie każdego spotkania uniemożliwiałoby zespołowi bezpieczeństwa i zaufania dodanie się jako uczestnik, by odpowiedzieć na nadużycia w czasie rzeczywistym.
Szczerze powiedziawszy, to trochę kuriozalne tłumaczenie, choć z drugiej strony to dobrze — firma stawia sprawę jasno i zwolennicy prywatności mogą łatwiej podjąć decyzję, czy w ogóle korzystać z aplikacji. Zoom planuje natomiast oferować pełne szyfrowanie płatnym użytkownikom. Innymi słowy prywatność trzeba sobie u niego kupić. Do tematu odniósł się ostatnio szef Zoom, Eric Yuan, który na konferencji dotyczącej wyników finansowych powiedział:
Darmowym użytkownikom z pewnością nie chcemy tego dać, ponieważ chcemy też współpracować z FBI, z lokalnymi organami ścigania w przypadkach, gdy ludzie używają Zoom w złych celach.
— Eric Yuan, CEO Zoom
Biorąc pod uwagę słabnące zaufanie społeczne do organów ścigania w wyniku ostatnich (choć nie tylko) wydarzeń, decyzję Zoom wielu przyjmie pewnie z niesmakiem. Aplikacja zyskała sporą popularność w dobie epidemii koronawirusa, ale głównie wśród konsumentów. Wiele firm, instytucji czy uczelni posiada odgórny zakaz korzystania z platformy z uwagi na jej uchybienia w zakresie bezpieczeństwa i prywatności.
341f31d.png)