Jeśli usługi Google przestają działać, to opcje są dwie - albo to koniec świata, albo gigant ma przejściowe problemy techniczne. Z reguły wszystko sprowadza się do tego drugiego. Tak też było wczoraj w nocy czasu polskiego, kiedy to nie działał szereg usług, takich jak Asystent Google, Gmail, Dysk Google czy YouTube. Większość z Was mogła tego nie zauważyć, bo po pierwsze, to była noc (ten mini Armagedon miał miejsce około godziny 1 w nocy czasu polskiego), a po drugie, awaria jakimś cudem raczej ominęła Polskę. Najbardziej dotknęła oczywiście użytkowników w Stanach. Zgodnie z danymi DownDetector największe problemy wystąpiły na wschodnim wybrzeżu Stanów.
W Europie awaria dotknęła głównie Niemcy, Austrię oraz Holandię. Co gorsza, jej skala była o wiele większa, bo dotyczyła także usługi G Suite, a z powodu integracji z usługami Google padło też wiele zewnętrznych usług, takich jak Nest, Discord, Vimeo czy nawet Snapchat. Google szybko wystosowało oficjalne oświadczenie:
Doświadczyliśmy wysokiego poziomu przeciążenia sieci we wschodniej części USA, które miało wpływ na wiele usług w Google Cloud, G Suite i YouTube. Użytkownicy mogą doświadczyć spadku szybkości działania lub sporadycznych komunikatów o błędach. Jesteśmy pewni, że zidentyfikowaliśmy główną przyczynę awarii i wkrótce wszystko wróci do normy.
Problem udało się rozwiązać niedługo potem, choć dla polskich użytkowników wcale nie istniał. Awarie o takiej skali pokazują, jak bardzo uzależnieni jesteśmy od nowych technologii. Ostatnio coś podobnego miało miejsce w zeszłym roku, podczas wielkiej awarii Facebooka. Setki milionów użytkowników nagle straciły możliwość nie tylko komunikacji, ale również postowania śmiesznych kotków, selfików i zdjęć jedzenia. To też pokazuje, pod jak wielką presją są giganci, tacy jak Microsoft i Google, w rękach których leży spokojny żywot miliardów ludzi na całej ziemi. Trochę to niestety przerażające.
341f31d.png)