Historia wojen konsolowych - Xbox kontra PlayStation

Historia wojen konsolowych - Xbox kontra PlayStation

Autor: Wojciech Błachno

Opublikowano: 11/21/2018, 7:00 PM

Liczba odsłon: 9576

Historia konsol do gier jest w zasadzie tak długa i tak bogata, jak historia komputerów. Bo są to w gruncie rzeczy komputery, wyspecjalizowane do jednego konkretnego celu - zapewnienia rozrywki. Od zarania dziejów producentów konsol było wielu, lecz największe i najbardziej zasłużone dla tej branży marki to Nintendo oraz Sony. Nintendo to stary wyjadacz, który zasadniczo przetarł szlak ku temu, co jest dostępne obecnie. W międzyczasie, w latach 90, swój wkład dołożyło Sony, przejmując jednocześnie koszulkę lidera. Wszystko za sprawą pierwszej konsoli PlayStation. Nintendo, próbując zachować dotychczasową, wypracowaną przez lata markę, nie potrafiło jednak sprostać konkurencji. Wcześniej, dominując rynek legendarnym już NES-em, nie zdołało nawiązać równej walki z PlayStation, tworząc Nintendo 64. Historia powtórzyła się również w przypadku konsoli GameCube, która nie zdobyła takiej popularności, jak PlayStation 2. Potem Nintendo postanowiło wycofać się z wyścigu, znajdując swoją niszę, którą są konsole przenośne - rodzina 3DS oraz ostatni hit, jakim jest Switch. Miejsce Nintendo jednak nie pozostało puste, a do wyścigu dołączył inny wielki gracz, który od dawna już miał chrapkę na rynek konsol do gier - mowa oczywiście o firmie Microsoft.

Xbox Demo

DirectX Box

Mamy rok 2001, PlayStation 2 święci triumfy na sklepowych wystawach, opanowując szturmem półki RTV w domach na całym świecie. Wydawać by się mogło, że dominacji Japończyków nic nie może zagrozić. No i w tym miejscu pojawia się Microsoft, który ogłasza wszem i wobec, że już niedługo do sklepów trafi jego własna konsola, która pokaże, kto tu rządzi. W jaki sposób Microsoft miał zamiar tego dokonać? Ano w bardzo prosty sposób - Xbox był prawdziwą bestią pod względem parametrów, deklasując PlayStation 2 pod praktycznie każdym względem, również rozmiarów. Ogromna bryła konsoli przypominała sporej wielkości pudło, co może być genezą jego nazwy - Xbox. Co ciekawe, pierwotnie konsola miała zostać nazwana DirectX Box. Ludzie odpowiedzialni za Xbox byli tak mocno przekonani o genialności tego pomysłu, że w badaniach na grupie kontrolnej specjalnie umieścili nazwę Xbox, by udowodnić swoje racje i pokazać, że ludzie wolą jednak starego dobrego DirectX. Jednak na przekór wszystkiemu nazwa Xbox została bardzo ciepło przyjęta. Czas pokazał, że czasem warto zaryzykować, posłuchać klientów i dokonać wyboru nie zawsze zgodnego z naszymi intencjami.

W tym pudle drzemie potęga!

Co wyróżniało Xbox na tle jego bezpośredniej konkurencji? Z czego wynikała jego dużo większa moc? Po pierwsze, Microsoft wsadził w tę sporych rozmiarów obudowę hybrydowy 32-bitowy procesor Intel Pentium III o taktowaniu 733 MHz, podczas gdy PS2 osiągało skromne 294MHz, wykorzystując autorski Emotion Engine, który jednak był mimo to odrobinę wydajniejszy dzięki 64-bitowej architekturze. Natomiast 233 MHz karta graficzna Nvidii nie zostawiała suchej nitki na Graphic Synthesizer konkurencji o taktowaniu 147 MHz. Wszystko dopełniała dwa razy większa pamięć operacyjna (64 MB DDR SDRAM w Xbox do 32 MB RDRAM w PlayStation 2).

Oryginalny Xbox

Ale to nie wszystko - konsola posiadała wbudowany dysk twardy o pojemności 8 GB, więc nie trzeba było już żonglować kartami pamięci, do czego przyzwyczaił użytkowników PlayStation 2. Oczywiście nie zabrakło tu też napędu DVD. Do konsoli mogliśmy podpiąć jednocześnie 4 kontrolery, które w swej pierwszej wersji Duke spotkały się z krytyką za swoją nieporęczność. Microsoft zmienił to później, wypuszczając drugą, mniejszą i wygodniejszą wersję kontrolera, który zbliżony jest do tego, co znamy obecnie. Znajdowały się tu więc asymetrycznie umiejscowione analogi i znajomy układ klawiszy. Od tej pory kontroler Microsoftu zyskuje miano najwygodniejszego kontrolera w historii. Oczywiście nie wszyscy się z tą tezą zgadzają, lecz najwidoczniej Sony tak, skoro dla PlayStation 4 udostępniło alternatywny kontroler, o konstrukcji takiej, jak ten od Xboksa.

Różnicę widać gołym okiem! Poza różnicą w cenie

Wszystko to w takiej samej cenie, co słabsze PlayStation 2 - 215 Euro. Brzmi jak rewelacyjna oferta i na papierze faktycznie nią była. Lecz projektując Xboksa, Microsoft poczynił jeden, decydujący z perspektywy czasu, błąd - Xbox pojawił się na rynku zdecydowanie za późno. Dlatego też teoretycznie łatwy do pokonania przeciwnik w postaci PlayStation 2 okazał się trudniejszy, niż mogło by się wydawać. Wszystko za sprawą tego, że Sony zdążyło już zbudować wokół swojej konsoli rzeszę wiernych fanów oraz deweloperów. Zaprezentowany 15 listopada 2001 roku Xbox miał więc ciężki start, choć początkowo sprzedawał się naprawdę dobrze. Jednak na tle nieźle ufortyfikowanej konkurencji jego wady były nader widoczne. W dniu premiery na Xbox dostępnych było zaledwie około 20 tytułów, przy czym na PlayStation 2 było ich prawie 300! Nie można też pominąć ważnej kwestii, jaką jest siła marki. Sony nie musiało się wielce wysilać, wypuszczając PlayStation 2, bowiem miało już ogromną rzeszę fanów jej poprzednika, czyli oryginalnego PSX. To samo tyczy się deweloperów gier, których nie trzeba było specjalnie przekonywać do tworzenia gier na następcę dotychczasowego króla rynku konsol.

Wtedy wchodzi on, cały na zielono i podłączony do Sieci - Masterchief

Microsoft był w o wiele trudniejszej sytuacji, bo co prawda już wtedy był niewątpliwie jedną z najsilniejszych marek na świecie, lecz nie na rynku konsol do gier. Aby ułatwić ten trudny start, Microsoft kupił studio Bungie i tym samym uzyskał pierwszy tytuł na wyłączność, który jest obecnie niejako ikoną całej marki Xbox - mowa oczywiście o serii Halo. Lecz to było zdecydowanie za mało, a potencjalni klienci woleli wybrać sprawdzoną w bojach konsolę, którą posiadają już ich znajomi, co dawało możliwość na przykład wymiany posiadanych tytułów.

Halo Xbox

Microsoft miał jednak asa w rękawie, który miał przenieść konsole w XXI wiek, co rzeczywiście stało się faktem. Oryginalny Xbox był bowiem pierwszą konsolą, która umożliwiała połączenie z Internetem i specjalnie zaprojektowaną dla potrzeb Xboksa siecią Xbox Live. Było to rewolucyjne rozwiązanie, którego brakowało u konkurencji. Dostęp do Internetu stawał się w tamtych czasach coraz bardziej powszechny, więc możliwość wygodnego grania ze znajomymi przez Sieć była czymś pożądanym. Teraz jest to coś naturalnego, lecz wtedy był to pewnego rodzaju kamień milowy.

Ale Halo to za mało!

Wracając jednak do kwestii gier - tutaj Microsoft znalazł bardzo sprytny patent na szybkie uzupełnienie braków w bibliotece gier. Pomysł ten w całej swej genialności stał się jednak jednym z problemów konsoli. Microsoft doszedł do wniosku, że skoro stworzył konsolę, która miała dorównywać wydajnością komputerom klasy PC i która w zasadzie z technicznego punktu widzenia była komputerem, to nie będzie absolutnie żadnym problem przeportowanie najciekawszych tytułów z PC na Xbox. No i tak też się stało. Na konsolę trafiło kilka bardzo dobrych tytułów, takich jak Max Payne. Jednak rozwiązując to w ten sposób, Microsoft sam stworzył sobie kolejny problem. Użytkownicy doszli do bardzo prostego wniosku - skoro te same gry będzie można uruchomić również na PC, po co w takim razie kupować kolejne urządzenie? Ten problem ciągnie się za Microsoftem do teraz, bo regułą jest, że Microsoft wypuszcza swoje tytuły jednocześnie na Xbox One i na Windows 10. Strategia, jaką obrał Microsoft, brzmiała bardzo logicznie, lecz pominęła kilka ważnych aspektów i przez to legła w gruzach.

Nie można rzecz jasna wprost stwierdzić, że oryginalny Xbox był porażką, bo było wręcz przeciwnie. Konsola Microsoftu miała potencjał, by już na starcie zdetronizować dotychczasowego króla konsol, czyli PlayStation. Szanse były ogromne, lecz coś poszło nie tak i berło wraz z koroną pozostały w tych samych rękach. Zasadniczo jest tak do tej pory, biorąc pod uwagę słupki sprzedaży i udział w rynku kolejnych generacji konsol. Xbox był dopiero początkiem wyścigu zbrojeń, Microsoft miał jeszcze parę asów w rękawie, a konkurencja również zaliczyła kilka druzgocących wpadek.

Rewolucja o 360 stopni

Było jasne, że oryginalny Xbox doczeka się następcy. Jednak nawet w kwestii nazwy Microsoft pragnął być oryginalny i zasadniczo ta oryginalność mu się opłaciła. O ile Xbox mógł być uznawany za pewnego rodzaju dziecko szczęścia, o tyle Xbox 360 był w pełni przemyślaną koncepcją i jednocześnie niezwykle silnie promowanym produktem. Gigantowi udało się po raz pierwszy wyprzedzić konkurencję i to prawie o okrągły rok. Zaprojektowany we współpracy z firmami ATI oraz IBM nowy Xbox ponownie wyróżniał się mocą. W odróżnieniu od poprzednika Xbox 360 był bardziej konsolowy niż "pecetowy". Takie wyraźne rozróżnienie było konieczne, by gracze widzieli sens w kupowaniu sprzętu dedykowanego właśnie grom. Mieliśmy tutaj do czynienia z procesorem IBM PowerPC Xenon o taktowaniu 3,2 GHz, kartą graficzną ATI R500 oraz 512 MB współdzielonej pamięci RAM, a także ponownie z wbudowanym dyskiem twardym w kilku konfiguracjach. Pierwsza wersja konsoli była bowiem sprzedawana w kilku wersjach:

Xbox 360

  • Core - najtańsza wersja, wyposażona w jeden przewodowy kontroler, nie posiadała dysku twardego. Gry były uruchamiane w całości z płyty.
  • Arcade - następca wersji Core, wyposażony w jeden przewodowy kontroler, również nie posiadał dysku twardego. Miał za to 256 lub 512 MB wbudowanej pamięci flash. Gry natomiast nadal były uruchamiane w całości z płyty.
  • Premium - wersja z dyskiem 20 GB lub 60 GB oraz kontrolerem bezprzewodowym.
  • Elite - czarna wersja konsoli z dyskiem 120 GB lub 250 GB oraz specjalnym czarnym kontrolerem.

Ale w zasadzie dlaczego 360 stopni?

Pozornie prosta nazwa nowej konsoli wprawiała w konsternację wiele osób. Wyjaśnienie było banalnie proste, a idea, jaka się za tą nazwą kryła, przetrwała po dziś dzień. 360 stopni to przecież okrąg, a jak wiadomo, okrąg ma swój środek i swoje centrum. Centrum ma również każdy dom i jest nim najczęściej salon z TV. Microsoft chciał, by nazwa symbolizowała moc i możliwości nowego Xboksa. Miał być on dosłownie centrum multimedialnym każdego domu. Wzór ten przetrwał do kolejnej generacji, gdzie był już nieco bardziej klarowny.

Houston! Mamy problem!

Trzystasześćdziesiątka nie obyła się jednak bez sporych problemów i to w niedługim czasie po premierze. Spore kontrowersje wywołało wprowadzenie płatnego konta Xbox Live Gold, które wymagane było do gry w Sieci. Od strony technicznej było jeszcze gorzej - legendarny RROD, czyli Red Ring of Death, dotknął mnóstwo użytkowników, zamieniając ich konsole w bezużyteczny kawałek elektronicznego złomu. Co najgorsze, ci z nich, którzy w jakiś sposób uniknęli czerwonego pierścienia śmierci, nadal żyli w strachu i nie znali dnia ani godziny. Pierścień ten objawiał się wokół przycisku zasilania, wokół którego umieszczone były diody sygnalizujące podłączenie kontrolerów (maksymalnie 4). Gdy 3 z nich zabłysnęły czerwienią zamiast zielenią, oznaczało to, że jesteśmy w poważnych tarapatach. W tarapatach był również Microsoft.

Red Ring of Death

Wszystkiemu winny był jak zwykle pośpiech. Microsoft koniecznie chciał uniknąć popełnionych wcześniej błędów i bez względu na wszystko chciał być pierwszy. Xbox 360 po prostu musiał pojawić się na półkach sklepowych przed PS3. Aby przyspieszyć proces produkcji, Microsoft obciął koszty tam, gdzie to tylko możliwe, w tym niestety również na kontroli jakości. Istotna była też kwestia rozmiarów. Oryginalny Xbox był krytykowany za swoje pokaźnie gabaryty. Xbox 360, podobnie jak poprzednik, był naprawdę wydajną konsolą, jednak upakowaną w wyjątkowo kompaktową obudowę. Taka konfiguracja to prosta droga do problemów z przegrzewaniem się podzespołów. Rok po premierze na powierzchnię zaczęła wychodzić plaga RROD.

Microsoft, wypuszczając na rynek nowe wersje konsoli, w tym wersję Elite (można ją traktować jako protoplastę Xbox One X), drastycznie przeprojektował wnętrze konsoli tak, aby zapewnić jak najlepsze chłodzenie, zapobiegając tym samym występowaniu RROD. Jednak nadal na rynku, na półkach sklepowych i w domach użytkowników znajdowały się miliony wadliwych urządzeń z tak zwanego pierwszego rzutu. Urządzeń cierpiących na choroby wieku dziecięcego, będących następstwem wielu złych decyzji giganta. Były to istne tykające bomby, które mogły wybuchnąć w każdym momencie. Zarówno klienci, jak i Microsoft byli tego świadomi. Rozwiązanie było jedno.

Xbox 360 Elite

Aby marka Xbox w tej sytuacji nie zatonęła, trzeba było podjąć kilka poważnych decyzji. Microsoft postanowił rozszerzyć okres gwarancyjny do 3 lat i zapewnić wymianę każdej uszkodzonej konsoli na całkiem nową, pozbawioną wad. Peter Moor, człowiek odpowiedzialny za Xbox w tamtym okresie, przyznał, że miało to kosztować giganta ponad miliard dolarów. Steve Balmer, który stał wtedy u sterów Microsoftu, bez najmniejszego wahania zaakceptował te koszty. Od tego wszystko zależało i w efekcie była to decyzja, która uratowała markę Xbox.

W 2011 roku Microsoft podjął decyzję o odświeżeniu 360, czego efektem była jej wersja S. Zupełnie nowa obudowa i ulepszona konstrukcja - S było rozwinięciem klasycznej wersji, przystosowanym do ówczesnego rynku konsol. Potem Xbox 360 był odświeżony jeszcze raz, gdy pałeczkę pierwszeństwa przejął już jego następca - była to wersja E z ponownie zmienioną obudową.

Xbox 360 S i E

W całej tej historii Microsoft miał sporo szczęścia do równie nieprzemyślanych działań konkurencji. PlayStation 3 także zaliczył dosyć kiepski start, głównie za sprawą aż rocznego poślizgu w stosunku do Xbox oraz naprawdę wysokiej ceny. 600 dolarów było wtedy kosmiczną sumą. Peter Moore w jednym z wywiadów podsumował to w bardzo trafny sposób - w cenie jednej konsoli PS3 mogliśmy wtedy dostać Xbox 360 i Nintendo Wii. To oczywiście nie powstrzymało wiernych fanów konsoli Japończyków przed jej kupnem, lecz jednocześnie wielu z nich zaczęło z zainteresowaniem spoglądać na produkt giganta z Redmond. Był to mimo wszystko ogromny sukces Microsoftu, który przecież praktycznie dopiero co wszedł na rynek konsol i z powodzeniem starł się z gigantami rynku, mającymi dziesiątki lat doświadczenia w branży. Siódma generacja była też pewnym przetasowaniem, pełnym wpadek po każdej ze stron rywalizacji. Nastał zupełnie nowy porządek.

One to rule them all - Jeden, by wszystkimi rządzić

Osiem lat po premierze 7 generacji konsol zarówno Xbox 360, jak i PlayStation 3 ledwo dyszały. Deweloperzy gier wyciskali z nich ostatnie już możliwe soki i zbliżyli się do granic ich możliwości. To był ten czas - przyszła najwyższa pora na zmianę warty i na tę okazję przygotowało się zarówno Sony, jak i Microsoft. Obie firmy zdominowały rynek konsol praktycznie w całości i najwidoczniej rywalizacja między nimi stała się dużo bardziej subtelna. Rok 2013 to rok, w którym byliśmy świadkami nastania nowej, ósmej generacji konsol. Xbox One i PlayStation 4 były czymś zupełnie nowym i w założeniu miały zatrzeć tę uwidocznioną na przestrzeni lat dysproporcję między konsolami a komputerami PC. Z roku na rok uaktualniane parametry komputerów sprawiały, że wydajnościowo i graficznie konsole coraz bardziej odstawały od rynku PC. Internetowy mem PC Master Race to sztandarowy przykład wyższości komputerów nad siódmą generacją konsol.

Xbox One

Xbox One kontynuował ideę centrum multimedialnego, co dobitnie pokazano na prezentacji konsoli. Miał być "the One" - jedynym i wystarczającym w zupełności urządzeniem, zastępującym wiele innych. Pod naszym telewizorem miał stać tylko Xbox One i nic poza nim. Dlatego też przy wspomnianej prezentacji skupiono się na jego możliwościach związanych z obsługą sygnału telewizyjnego i napędem płyt Blue-ray. Zdecydowanie za mało było tu gier. Microsoft zupełnie niepotrzebnie chciał złapać kilka srok za ogon, jak mówi znane powiedzenie. Lub jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, jak mówi kolejne, równie znane. Choć oczywiście wizji nie można mu odmówić. Niestety Microsoft nie pierwszy i nie ostatni raz minął się z oczekiwaniami klientów.

Microsoft popełnił też jedną, wyjątkowo spektakularną wpadkę i to jeszcze przed premierą konsoli! Jak zwykle chodziło o pieniądze. Xbox 360 był konsolą, która podobnie jak jej poprzednik była wyjątkowo podatna na wszelkiego rodzaju przeróbki. Piractwo na Xbox 360 miało się doskonale. Była to nie tyle drzazga, lecz prawdziwa kłoda w oku giganta, który próbował wymyślić, co z tym fantem zrobić. Wszak nikt nie lubi, gdy mu pieniądze przelatują przez palce. Niestety rozwiązanie, na jakie wpadł, miało się odbić naprawdę dużym piętnem na użytkownikach.

Xbox One

Zgodnie z zapowiedziami Microsoft chciał każdą uruchamianą grę weryfikować cyfrowo poprzez Sieć. Tak, dokładnie - nasza konsola miała być stale podpięta do Sieci, a bez połączenia nie uruchomilibyśmy gry. Brzmiało to naprawdę absurdalnie i takie było w rzeczywistości. Ale to nie koniec absurdów - Microsoft chciał walczyć nie tylko z piratami, ale również z rynkiem gier używanych. Przecież jak to możliwe, że w dniu premiery ktoś kupuje grę tylko po to, by ją miesiąc później sprzedać taniej, a Microsoft tym samym nie zyska nowego klienta? Gra miała być przypisana do konta Microsoft i niemożliwe miało być jej proste odsprzedanie, a nawet pożyczenie.

Po OGROMNEJ wręcz fali krytyki, jaka przetoczyła się po tych doniesieniach, Microsoft przyznał się do błędu i wycofał z tego jakże idiotycznego pomysłu. Jednak było już za późno i Sony bez skrupułów wykorzystało tę wpadkę w swoich PR-owych działaniach. Na E3 w 2013 roku wprost zaatakowało Microsoft, podkreślając, że jego konsola nie będzie wymagała stałego podłączenia do Sieci i będzie akceptować wszystkie używane gry. Był to bezpośredni i całkiem zasłużony cios w oponenta. Do tego dochodziła kwestia ceny.

Ogłoszenie oficjalnej ceny sprzętu to zawsze istna przepychanka między konkurentami o to, kto przedstawi ją jako pierwszy. Ten, kto pęknie i poda cenę, da konkurentowi możliwość odpowiedniej reakcji. Tak też zrobiło Sony - Microsoft wycenił Xbox One na 500 dolarów. Wszystko byłoby okej, gdyby nie wciskał klientom na siłę akcesorium w postaci Kinecta. Dodatkowo okazało się, że Xbox jest słabszy pod względem wydajności od PlayStation 4, które zostało wycenione na 400 dolarów. Klienci zostali wiec postawieni w sytuacji, w której muszą zapłacić więcej za słabszą konsolę wraz z akcesorium, którego mogą nie chcieć. Można zrozumieć wizję, jaką miał Microsoft, promując w ten sposób Kinecta. Gigant widział przyszłość w wykorzystaniu naszego ciała jako kontrolera, lecz finalnie okazało się, że nie tego chcą klienci, a Kinect miał zostać porzucony, przynajmniej na rynku konsumenckim.

One X i One S

Obecnie, 5 lat po premierze konsoli, Xbox One doczekał się już odświeżenia pod postacią Xbox One S oraz Xbox One X. Ta druga konsola określana jest mianem konsoli generacji 8,5. Jest to mocniejsza wersja podstawowego Xboksa, która obsługuje rozdzielczość 4K z HDR+ oraz zapewnia płynniejszą rozgrywkę. Największa wada tej konsoli, którą wskazywano przez ten cały czas, to braki w tytułach na wyłączność. Jest to z grubsza aktualne do teraz, choć sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać. Microsoft, posiadając teraz najmocniejszą konsolę na rynku, zaczął jakiś czas temu przejmować kolejne studia deweloperskie. Ostatnie ze sporych przejęć ogłoszono nie dalej jak 10 listopada, a w ręce giganta trafiły Obsidian Entertainment, które stworzyło między innymi Fallout: New Vegas i dwie części Pillars of Eternity, oraz inXile Entertainment, które ma na koncie między innymi takie tytuły, jak Torment: Tides of Numenera, The Bard’s Tale czy Wasteland 2. Coś ciekawego na pewno się z tego urodzi.

Co dalej?

Dziewiąta generacja powoli wyłania się na horyzoncie, a wiele wskazuje na to, że ogromną rolę będą tu odgrywać chmura i streaming rozgrywki. Teoretycznie Microsoft ma pod tym względem przewagę, bo jest jednym z liderów usług chmurowych. Ostatnio zaprezentował po raz pierwszy usługę XCloud. Aby ją zaprojektować, Microsoft stworzył specjalne serwery oparte na konsoli Xbox One. Zgodnie z zapowiedziami Phila Spencera, które padły na tegorocznym E3, XCloud pozwoli na granie w gry w jakości konsolowej na smartfonie. Ma to być możliwe nawet przy słabym łączu. Jednak XCloud to jedno - sama konsola Xbox ma być dostępna w dwóch wersjach - standardowej i chmurowej.

Mimo wszystko nie można nie przyznać pierwszeństwa w tej kwestii Japończykom. Ich usługa PlayStation Now jest już obecna od jakiegoś czasu i z grubsza działa właśnie w ten sposób. Gry są streamowane za pośrednictwem Sieci, a mając telefon marki Sony, możemy w nie grać dosłownie wszędzie. Oczywiście jakość pozostawia wiele do życzenia, dlatego też Microsoft ma tutaj spore pole do popisu. Jeśli sprawi, że streamowanie rozgrywki za pośrednictwem internetu mobilnego będzie wystarczająco płynne, to szykuje się prawdziwa rewolucja. Walka na rynku konsolowym przyjmie zupełnie nową formę i zostanie przeniesiona dosłownie do chmury. Podzespoły konsol przestaną mieć tak duże znaczenie, a najważniejsza będzie stabilność działania i dostępność serwerów usługi.

Jak wykorzystać Copilot w codziennej pracy? Kurs w przedsprzedaży
Jak wykorzystać Copilot w codziennej pracy? Kurs w przedsprzedaży

Wydarzenia