Czasy budowania wielkich fortun przez firmy technologiczne, stosujące moralnie wątpliwe praktyki, dobiegły już chyba końca... a przynajmniej chcielibyśmy w to wierzyć, patrząc na "nowy" Microsoft. Liderzy technologii, budzący dawniej szacunek i zazdrość, dziś częściej postrzegani są przez pryzmat wpływu na nowoczesne społeczeństwo. Taką firmą w oczach wielu był kiedyś Microsoft.
Gigant z Redmond postrzegany był jako firma wychodząca na zewnątrz z agresywną ekspansją, wręcz zmuszająca firmy do zakupu ich oprogramowania. Wewnętrznie trwała zaś nieustanna walka między pracownikami. Satya Nadella wniósł do tego miejsca kaganek cywilizacji, m.in. dokonując takich zmian w działach, by zniwelować konkurencję między nimi, i kładąc nacisk na kulturę. Jednym z ważniejszych tego dowodów były wypowiedzi CEO w związku z chwilowym osiągnięciem przez Microsoft tytułu najdroższego przedsiębiorstwa na świecie. Nadella wyjaśniał wtedy, dlaczego nie jest to powód do świętowania. W rozmowie z Bloomberg Businessweek w tym miesiącu potwierdził swoje stanowisko:
Byłbym oburzony, gdyby ktoś świętował naszą kapitalizację rynkową.
– Satya Nadella, CEO Microsoft
Nadella wyjaśnił, że gdyby jakikolwiek pracownik zaczął trąbić naokoło o tym kamieniu milowym, byłby to początek końca. Mówiąc krótko, firmę zniszczyłoby samouwielbienie. Firma - nawet tak wielka jak Microsoft - to tylko ludzie. Gdyby tak wielką wagę przywiązywałaby do liczby, na ile wyceniałaby inne wartości, takie jak humanitaryzm czy empatia? Zamiast więc celebrować liczby, Microsoft celebruje ludzi, a potem wraca do pracy. Tak wygląda nowoczesne zarządzanie w Microsoft.
Parę lat temu w sieci zawrzało, gdy pojawiło się porównanie, że Apple osiągnęło wartość większą niż niektóre kraje. Czy Apple jest warty więcej niż Polska? Czy korporacja może być warta więcej niż kraj ze swoją kulturą, historią i relacjami międzyludzkimi? Chyba czas zresetować niektóre wartości.
341f31d.png)