Google uniemożliwi blokowanie reklam w Chrome

Google uniemożliwi blokowanie reklam w Chrome

Autor: Krzysztof Sulikowski

Opublikowano: 5/30/2019, 8:47 PM

Liczba odsłon: 3364

Parę miesięcy temu Google sprowadziło na siebie lawinę krytyki, ogłaszając plany zniesienia API webRequest i zastąpienia go nowym API declarativeNetRequest, który mocno ogranicza liczbę zasad, których deweloperzy mogą używać, by filtrować reklamy. Chrome miał umożliwiać stosowanie maksymalnie 30 tys. zasad, podczas gdy znane wtyczki blokujące używają ich ponad 75 tysięcy. Firma z tych planów się jednak wycofała, ale zamiast tego szykuje coś prawdopodobnie jeszcze gorszego.

Narzucenie ograniczonej liczby zasad Google tłumaczyło względami wydajności, chociaż - jak zauważyli krytycy tego pomysłu - tak naprawdę wydajność spada głównie przez obecność reklam i trackerów. Google w odpowiedzi stwierdziło, że może podnieść maksymalną liczbę zasad, opierając się na własnych testach wydajności. Próby te spełzły na niczym, a firma ogłosiła, że wcale nie zamierza odrzucić API webRequest, lecz jedynie element blokujący, co jasno dowodzi, że celem są blokery reklam same w sobie. Zostało też ujawnione, że klienci korporacyjni pakietu Google Suite będą z tych ograniczeń zwolnieni.

Jak wyjaśnił Simeon Vincent odpowiedzialny za rozszerzenia w Chrome, przeglądarka zniesie możliwości blokowania webRequest API w Manifest V3, nie zaś cały API webRequest. Blokowanie będzie jednak nadal dostępne we wdrożeniach korporacyjnych, czyli - mówiąc normalnym językiem - u klientów, na których Google zarabia już w inny sposób.

Jeśli ten (dość ograniczony) API declarativeNetRequest skończy jako jedyny sposób, w którym blokery reklam mogą czynić swoją powinność, będzie to oznaczało, że dwa blokery treści, które rozwijam od lat, uBlock Origin ("uBO") i uMatrix, mogą przestać istnieć.
– Raymond Hill, deweloper uBlock Origin i uMatrix

Inni deweloperzy rozszerzeń właściwie się z powyższym zgadzają. Oczywiście nie wiadomo, czy takie podejście nie przyniesie skutków odwrotnych do zamierzonych. Google może i posiada większościowy udział na rynku przeglądarek i teoretycznie może robić, co mu się żywnie podoba, ale nie jest absolutnym monopolistą i użytkownicy zawsze mogą odejść do wcale nie gorszej konkurencji. Jeśli z Chrome rzeczywiście znikną zewnętrzne blokery, Google może wprowadzić swój własny, który pozwoli blokować reklamy konkurencji, ale już nie te z jego własnego programu. Niby rozwiązanie idealne (dla Google), ale już niekoniecznie dla użytkowników. Lepiej jest chyba samemu móc zdecydować, gdzie reklamy chcemy wyłączyć, a gdzie je pozostawić, aby wspierać twórców, których lubimy.

Nie wiadomo też, jak wpłynie to na sytuację nowego Edge. Przeglądarka opiera się wprawdzie na Chromium, ale Microsoft już na wstępie wykluczył kilka zbędnych elementów silnika. Edge może tak naprawdę czerpać z Chromium tylko te elementy, które pasują Microsoftowi, jednak nie wiadomo, na ile jego podejście stanie się zbieżne z podejściem Google.

Tak naprawdę zmiany, które w swojej przeglądarce wprowadza Google, to nie koniec świata. Chromium może być wiodącym silnikiem, ale nie jedynym obsługiwanym przez twórców witryn i aplikacji. Wciąż jeszcze istnieje w pełni niezależny Firefox, który trzyma się wyjątkowo dobrze i wspiera wszystkie liczące się blokery reklam (w tym uBlock, AdBlock) i blokery elementów śledzących (np. Privacy Badger).

Jak wykorzystać Copilot w codziennej pracy? Kurs w przedsprzedaży
Jak wykorzystać Copilot w codziennej pracy? Kurs w przedsprzedaży

Wydarzenia