Redmondowska fabryka marzeń od trzydziestu siedmiu lat porusza i zaskakuje branżę IT. Premierom jej nowych produktów prawie zawsze towarzyszą spekulacje i silne emocje, co nierzadko wiąże się z wielką krytyką. Nie było jeszcze premiery nowego systemu, pakietu biurowego, bądź też informacji o jakimkolwiek większym zakupie Microsoftu, który nie odbiłby się szerokim echem krytyki. Gdy produkt niesie mało innowacji - przeciwnicy krzyczą, że jego twórcom wyczerpały się pomysły. Kiedy zaś zmiany są radykalne - mówi się o ostatnich szalonych pomysłach, wbijających gwóźdź do trumny ery PC.
Pamiętacie scenę z filmu Monty Pythona "Żywot Briana", w której Narodowy Front Wyzwolenia Palestyny dyskutuje o Rzymianach?
- Wydusili z nas
wszystko[Rzymianie - przyp. autora], dranie zabrali nam wszystko i nie tylko
nam, ale naszym ojcom i ojcom naszych ojców.
(…)
- …a co dali nam w zamian?
- Wodociąg!
- Co?
- Wodociąg!
- No tak masz racje.
- ...i urządzenia sanitarne.
- Właśnie - kanalizacja, pamiętasz jak kiedyś tu było?
- Zgoda przyznaje, że wodociąg i system sanitarny to dwie rzeczy jakie
otrzymaliśmy od Rzymian.
- ...i drogi...
- Jasne, o drogach nawet nie trzeba wspominać... ale oprócz wodociągów, urządzeń
sanitarnych i dróg?
- ...a nawadnianie, medycyna, edukacja?
- Racja!
- ...a także wino.
- O tak, tego naprawdę by nam brakowało, gdyby Rzymianie odeszli.
- Publiczne łaźnie!
- ...a także ulice stały się bezpieczniejsze.
- Potrafią upilnować porządku, a tutaj nie jest to proste.
- Dobra, ale oprócz urządzeń sanitarnych kanalizacji, medycyny, edukacji, wina,
porządku, nawadniania, dróg, czystej wody i publicznych łaźni, co ci Rzymianie
dla nas zrobili?
- Zaprowadzili pokój!
- A tam pokój! Zamknij się!
Na podstawie tej, notabene, przejaskrawionej sceny mistrzów brytyjskiego humoru, możemy porównać Rzymian do Microsoftu. Ludzie często zapominają jak bardzo wspomniany koncern przetarł szklaki na drodze ku „udomowieniu się” komputerów osobistych oraz na kilku innych płaszczyznach. Niejednokrotnie użytkownicy korzystają na co dzień z rozwiązań giganta z Redmond, ale nie lubią go ot tak, dla zasady.
Generalnie w niniejszym felietonie nie chce skupiać się na opiniach pseudo-krytyków, którzy nie do końca mają pojęcie o czym mówią. Takich uczestników forum internetowych zwanych „trollami”, którzy są „zawsze na nie”, obrażając wszystko i wszystkich, nie podając żadnych argumentów, raczej skierowałbym do wyspecjalizowanych w tej dziedzinie poradni. Wolę przeanalizować, jakie jest prawdziwe podłoże silnej niechęci do Microsoftu.
Na pewno motorem wspomnianej postawy jest zazdrość (często nawet nieświadoma). Jedna z najbardziej wpływowych firm i jej mega bogaty założyciel, często obrywają za fakt swego statusu materialnego. Poza tym we współczesnym świecie nikt nie lubi silniejszych. Popatrzmy na większość hollywoodzkich filmów. Najczęściej odnosi w nich sukces bohater niepozorny. Świat bardzo często kocha małych i słabszych. Nawet w Biblii to Dawid był zwyciezcą, a nie Goliat. Gdy Nokia była koncernem dyktującym warunki w branży telefonicznej, miała więcej przeciwników niż teraz, gdy walczy na rynku z dalszych pozycji. Teraz ludzie mówią –„szkoda firmy, takie dobre telefony robiła”, zapominając jak jeszcze kilka lat temu wspominało się o nich „zdziercy, windują ceny, kasują za markę”. Tak samo było z koncernem Apple. Gdy firma przynosiła straty i była na granicy bankructwa w późnych latach dziewięćdziesiątych miała kilkaset razy mniej przeciwników niż obecnie. Teraz, gdy jest silna i bogata - wystarczy poczytać fora internetowe, gdzie np. przy premierze nowego iGadżetu często robiona jest „nagonka” na tzw. jabłkowych fanboyów. Tak to już jest, że gdy jakaś mała firma skonstruuje coś co ma własne rozwiązania, odmienne od obecnie panujących, to odbiorcy chwalą ją za innowacje i próbę płynięcia pod prąd. Z kolei gdy duża korporacja, wprowadza „awangardę” w swoich, sprawdzonych produktach, wówczas jest to komentowane niejednokrotnie jako krok wstecz.
Ponadto w ludzką naturę od zarania dziejów prócz zazdrości wpisany jest bunt. Konsumenci nie lubią mieć niczego narzucanego, a nie okłamujmy się - przez długi czas systemy operacyjne Microsoftu nie miały na tyle popularnej alternatywy, która mogłaby konkurować z nimi na rynku biznesowym, w świecie gier i w na kilku innych płaszczyznach.
Taka mała dygresja: zauważcie, że w wielkich interesach nie
zawiera się przyjażni, nie ma też prawdziwych wrogów. Przykładem tego jest
Apple, który walczy o wielkie kwoty odszkodowań z Samsungiem, niczym Reksio o
szynkę, a tak naprawdę jego przeciwnik jest głównym dostawcą chipsetów do
iPhone’ów i iPadów. Trzeba mieć świadomość, że największy konkurent okienek od
wujka Billa - mackowski OS nie rozwinąłby się na tak dużą skalę, gdyby nie
Microsoft. W latach 1985-86 gigant z Redmond dał wyłączność wspomnianemu
systemowi operacyjnemu na kluczowy program Excel (przez wielu uważany za tzw.
system seller platformy Mac). Przez ten czas zgodnie z umową wspomniany arkusz
kalkulacyjny nie ujrzał światła dziennego nawet na najlepsze wówczas dziecko
Microsfotu – Windows 95. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że mniejsza
popularność platformy obniża jej prestiż, a co za tym stoi zmniejsza ilość
entuzjastów. Nie zapominajmy, że opinia większości ma zawsze ogromną siłę
przebicia, często większą niż racjonalne argumenty.
Niechęć do marki Microsoft często wynika też, z faktu że Windows jest niemal
jedynym systemem operacyjnym instalowanym w fabrycznie w komputerach PC. W
efekcie tego niejednokrotnie każda usterka hardwareowa, czy efekt działania
niestabilnego programu przez wielu użytkowników przypisywana jest właśnie
Windowsowi.
Często też, gdy komuś w komputerze nie działa coś jak należy, najczęściej używaną poradą jest „musisz przeinstalować Windowsa”.
Na pewno niechęć do producenta Windows u wielu hejterów mogła narodzić się w latach dziewięćdziesiątych, gdy systemy z rodziny 9x, pomimo, że były przełomowe na rynku PC, tak naprawdę nie grzeszyły stabilnością. Oliwy do ognia dolał też fakt, że w tamtych czasach w naszym kraju miała miejsce plaga składania „tzw. chamskich składaków” przez firmy garażowe, których twórcy niejednokrotnie znali się bardziej na kowalstwie, niż na hardwarze.
Ponadto swoje piętno na przeciwnikach MS odznaczył Internet Explorer, który przez wiele wersji nie mógł pozbyć się ciążącej na nim klątwy bezpieczeństwa i niestabilności. Nawet swojego czasu krążył żart „Internet Explorer służy do przeglądania Internetu z Twojego komputera i odwrotnie”. Powodem tego oczywiście było niedopracowanie przeglądarki, ale z drugiej strony -najwięcej złośliwego oprogramowania było tworzone właśnie pod IE i wykryte w nim luki.
Niestabilności oraz podatności na szkodliwe oprogramowanie są sobie winni często sami użytkownicy. Wielu z nich nie instaluje żadnych poprawek, ani service packów. Antywirusa wyłącza, bo przecież nie działa z nim crack do gry, albo spowalnia system. A potem, gdy w systemie zaczną działać złe moce krzyczy „to wszystko wina Microsoftu”.
Systemy z rodziny Windows płacą też wysoką cenę za swoją otwartość (mam na myśli konfigurowalność, nie mylić oczywiście z OpenSoure’m). Jest z nimi trochę jak z Androidem. Aplikacje mają bardzo dużą możliwość modyfikacji środowiska, w którym pracują, co niestety przy niedopracowanych programach może się źle skończyć się dla systemu.
Ostatnim powodem, o którym chciałbym wspomnieć w niniejszym artykule jest przeładowanie systemu przez producentów sprzętu. Gdy kupujemy nowego Maca zawiera on tylko system operacyjny, ponieważ jest on dedykowany pod tę właśnie markę i często nie potrzebuje do normalnego użytkowania dodatkowych wodotrysków i spowalniaczy. Gdy kupimy markowy komputer PC, najczęściej wraz z Windowsem dostajemy „gratis” pakiet obsługujący dodatkowe przyciski komputera, miernik kondycji baterii, paski z profilami, sterowniki czytnika linii papilarnych, rozpoznawania twarzy, dodatkowy program zarządzający połączeniami bezprzewodowymi, program dodający buźki i kwiatki w web-camie, animacje menu itp. Czasem w zasobniku systemowym potrafi rezydować sobie 10 różnych aplikacji w nowo zakupionym laptopie! Wówczas cała lekkość systemu, choćby nie wiem jak dobrze był napisany, po prostu znika.
Zaimprowizujmy jak wspomniana na początku scena z Żywota Bryana – Monty Pythona, mogłaby wyglądać, gdyby dotyczyła Microsoftu.
- Wydusili z nas
wszystko, dranie zabrali nam wszystko i nie tylko nam, ale naszym ojcom i ojcom
naszych ojców.
- …a co dali nam w zamian?
- MS Office!
- Co?
- MS Office, który jest standardem w niemal każdym biurze!
- No tak masz racje.
- ...i łatwą do opanowania platformę programistyczną Visual Studio!
- Właśnie - Visual Studio, pamiętasz jak kiedyś człowiek musiał się namęczyć
żeby napisać program?
- Zgoda przyznaje, że Office i Visual Studio to dwie rzeczy jakie otrzymaliśmy
od Microsoftu.
- ...i Xbox...
- Jasne, o Xboxie nawet nie trzeba wspominać... przynajmniej Sony się tak nie
panoszy z ale oprócz Office, Visual Studio i Xboxa?
- ...a system plików
FAT obecny w każdej karcie pamięci?
- Racja!
- ...DirectX, pod którym działają wszystkie gry!
- O tak, tego naprawdę by nam brakowało, gdyby Microsoft odszedł.
- A kompleksowe rozwiązania serwerowe? Popatrzcie ile systemy z rodziny ”Windows
Server” zmieniły w branży!
- Spopularyzowanie Graficznego Interfejsu Użytkownika na całym świecie.
- Dobra, ale oprócz Office, Virtual Studio, Xboxa, systemu plików, DirectX,
Windows Server i spopularyzowania GUI, co ten Microsoft zrobił?
- Spopularyzował komputery PC na całym świecie!
- A tam! Zamknij się!
Tym humorystycznym akcentem chciałbym się pożegnać. Wszystkim hejterom i prześmiewcom systemów, zwłaszcza tym, którzy osądzają produkt jeszcze przed premierą chciałem powiedzieć głośne „dziękuję”. Historia uczy, że nie należy niczego krytykować zbyt wcześnie, choćby na przykładzie wyśmiania iPhone’a przez Steva Ballmera. Często produkt, podobnie jak niepozorny bohater w filmie, może podbić cały świat.