Wczorajsza konferencja Google mogła zostać sprowadzona do jednego zdania: "Dzień dobry, wszystkie przecieki były prawdziwe. Oto Pixel 4. Do widzenia i dziękuję za uwagę". Zdecydowanie Google ma mały problem z utrzymaniem w tajemnicy swojego nowego smartfona. Tak więc nowy Pixel ujrzał światło dzienne i w sumie w moich oczach jest takim małym potworkiem, który jednocześnie może się podobać.. O ile poprzednie Piksele jeszcze jako tako wpisywały się w trendy na rynku smartfonów, o tyle czwórka totalnie z nimi zrywa.
Pixel 4 to nie jest ładny smartfon. Ogromne ramki, wielkie czoło, płaski ekran, okropny wręcz kwadratowy moduł aparatów z tyłu. Trudno ten telefon nazwać pięknym, bo nim po prostu nie jest. W środku znajdziemy Snapdragona 855, 6GB RAM i do 128 GB pamięci. Mniejszy Piksel posiada baterię 2800 mAh a XL 3700 mAh. Ekran, pomijając kwestię ogromnych ramek, to jedna z największy zalet tego telefonu, a jego odświeżanie 90 Hz zapewnia świetną płynność działania interfejsu i aplikacji.
W ogromnym czole, o którym pisałem już dawno temu, Google ukryło radar Soli, teraz nazywany Motion Sense. Czy to rewolucja? Nie do końca bo funkcjonalność tego radaru chwilowo jest znikoma. Pierwsze wrażenia testerów wskazują, że działa to bardzo kapryśnie i w sumie największą jego zaletą jest samo wykrywanie obecności użytkownika.
Radar tworzy wokół smartfona radarową bańkę i jest w stanie wykryć naszą obecność, zanim w ogóle dotkniemy urządzenia. Świetnie spisuje się to w połączeniu z wykrywaniem twarzy. Telefon jest odblokowany zanim w ogóle ekran smartfona znajdzie się w zasięgu naszego wzroku. Musi to działać niezawodnie, bo idąc śladem Apple, Google postawiło tylko na rozpoznawanie twarzy. Pixel 4 nie posiada czytnika linii papilarnych.
Pixel od zawsze był synonimem fotograficznego giganta. O tym, czy czwórka będzie kontynuować tę tradycję, dowiemy się dopiero za jakiś czas, gdy aparat zostanie sprawdzony w boju. Pierwsze wrażenia są jednak bardzo niejednoznaczne. Jakość pierwszych sampli potwierdza, że Pixel 4 to ponownie topowy smartfon fotograficzny. Google podjęło tutaj jednak kilka bardzo dziwnych decyzji. Pierwsza z nich to zastosowanie tylko dwóch aparatów- jeden to standardowy obiektyw z 12 MP matrycą a drugi to telefoto 16 MP.
Jednocześnie umieszczono je w olbrzymim i wyjątkowo brzydkim module aparatu, gdzie towarzyszy im jedynie dioda doświetlająca oraz laser autofokusa. Miejsca na trzeci obiektyw szerokokątny jest aż zanadto, a jednak go tutaj nie znajdziemy. W przypadku aparatu w telefonie Google prawdziwa magia zaczyna się na poziomie oprogramowania, a tym razem magia ta ma pozwolić między innymi na wykonywanie zdjęć nocnego nieba.
Podsumowując Google konsekwentnie idzie swoją nietypową drogą, ignorując trendy obowiązujące w świecie smartfonów. Czy to dobra taktyka - słupki sprzedaży będą najlepszym tego wyznacznikiem. Oczywiście nie w Polsce, bo tutaj Piksela oficjalnie nie kupimy... Ponownie.