Microsoft mianowicie stara się o to, by czcionki były zawsze ostre jak żyletka, tymczasem Apple je rozmywa. Użytkownicy Windows, przyzwyczajeni do swojego środowiska, potraktowali to jako błąd. Okazało się jednak, że problem jest bardziej subtelny, a wybór Apple także ma swoje uzasadnienie: mechanizm rozmywania czcionek — zamiast idealnego dopasowywania co do piksela — pozwala na ich łatwiejsze i bardziej precyzyjne skalowanie. Tę zasadniczą różnicę opisał pokrótce w swoim blogu Joel Spolsky.

Maxim Shemanarev (z projektu Anti-Grain Geometry) postarał się wyjaśnić ją dogłębnie i dorzucić jeszcze coś od siebie. Ten fascynujący dokument, opublikowany w zeszłym miesiącu, porównuje zalety i wady obu rozwiązań, a dodatkowo pokazuje na ich tle obecne mechanizmy stosowane w dystrybucjach Linuksa.
Zdaniem Shemanareva metoda applowska ma przewagę nad obydwoma konkurencyjnymi systemami, ale sama też nie jest doskonała. Proponuje więc wyświetlanie pod GNU/Linuksem czcionek nieco rozmytych — ale nie tak bardzo, jak czyni to Apple. System taki, kosztem niewielkiej nieostrości na współczesnych ekranach (czytaj: o niskiej rozdzielczości), pozwalałby zachowywać kształt i charakter czcionki nawet przy bardzo małych rozmiarach oraz gładko skalować je do większych rozdzielczości, czyli np. do wydruku lub na przyszłe monitory.
Demonstrację tego efektu Shemanarev zamieścił na samym początku artykułu. Najbardziej imponujący jest pokaz 30 wierszy tekstu przesuwanych wobec siebie stopniowo o 0,1 piksela (sic!). Co istotne, rozwiązanie to nie korzysta z żadnych znanych patentów.
Prototypowy kod umożliwiający te i inne eksperymenty z wyświetlaniem czcionek jest dostępny tylko pod Windows, ale do kompilacji portu linuksowego wystarczy tylko przygotować odpowiedni plik Makefile. Aplikacja korzysta oczywiście z biblioteki AGG.